Płacz lasu
Stanąłem w rzadkim lesie,
gdzie rośnie tylko wrzos,
a w tej grobowej ciszy ,
słychać jest lasu głos.
To jodły płaczą i te sosny,
wysokie tak jak wieża,
co były domem i ubraniem,
dla ptaka i dla zwierza.
Dziś nie pachnące, nie zielone
i jak posągi wyglądają,
spokojnie rosły poprzez wieki,
na wyrok śmierci dziś czekają.
Sosna żywicze leje łzy,
bo przyszedł z piła podły człowiek
pomyśl ile lat tutaj rosłam
-zdejmij te klapki z powiek.
Dziś piły warczą żywo,
pada stuletni dąb,
z przykrością patrzę na to żniwo,
bo to jest zwykły zrąb.
Gdy byłem dzieckiem, to był las,
lecz ile można brać?
dzisiaj jest pustka w naszym lesie,
że możesz w piłkę grać.
Mój pradziad drzewka sadził
i rosły długi, długi czas,
młode, gdy znów zapachną,
wśród żywych nie będzie nas.
Czy znów powrócą ptaki
i dzik zaostrzy kły,
kiedy zobaczę jodły
pośród porannej mgły?
Przestrzegam! Zastanów się chwilę!
bo łatwo ciąć i marnować,
o wiele, wiele trudniej
na nowo las odbudować.